2/ Szacunek względem przełożonych

Szacunek obejmuje poważanie okazywane tym, którzy mają nad nami władzę, oraz zewnętrzne przejawy tego poważania w słowach i czynach przynoszących im zaszczyt. Jezus, Maryja i Józef znali się wzajemnie w sposób doskonały. Czyż mogliby nie mieć najwyższego szacunku dla darów, których Bóg im udzielił? Czyż Najświętsza Dziewica mogła nie mieć wielkiej czci dla Józefa, widząc w nim tak doskonałego przewodnika i opiekuna danego Jej przez samego Boga? Jezus widział w Józefie ziemskiego przedstawiciela swojego Ojca Niebieskiego. Obdarzał go więc mianem ojca i okazywał mu naprawdę synowski szacunek. Józef, jako świadek przechowujący depozyt Bożych tajemnic, któremu sam anioł objawił sekret Słowa Bożego, które stało się człowiekiem, i cudów dokonanych w Maryi, razem z Nią składał Jezusowi hołdy uwielbienia, a Maryi oddawał należną Jej cześć. Tak więc wszyscy członkowie Świętej Rodziny w całym swoim codziennym postępowaniu wyprzedzali się wzajemnie w okazywaniu sobie szacunku i względów. Jest to więc wzór dla każdej chrześcijańskiej rodziny. Wiara każe nam widzieć w rodzicach narzędzie Opatrzności Bożej i przedstawicieli Bożego autorytetu w stosunku do dzieci. Rodzina każe widzieć w dzieciach dusze nieśmiertelne i dzieci Boże przeznaczone do wiecznej chwały. Jeżeli te wzniosłe myśli zostaną należycie zrozumiane, potrafią zaszczepić w nas wzajemny szacunek. Najpierw pomogą dzieciom zdobyć się na szacunek względem dawców życia, których władza pochodzi od samego Boga. Rodzice zaś mogą zdobyć się na szacunek względem swoich dzieci ze względu na ich niewinność i na ich nieśmiertelne dusze. Nawet poganie potrafili się na to zdobyć. Jeden z nich powiedział: "Dziecko zasługuje na wielki szacunek. Kiedy opanowują cię jakieś złe żądze, pamiętaj o wrażliwym wieku twoich dzieci".

W naszych czasach, niestety, szacunek ten zanika z powodu niezgody, która rozkłada rodzinę. Jedno z rodziców jest chrześcijaninem, drugie zaś już nim nie jest. Polecenia jednego z nich są torpedowane z ironią przez drugiego. Dzieci wszystko słyszą i wszystko dostrzegają. Lekceważą tych rodziców, którzy gardząc Bogiem, niszczą fundament wszelkiego szacunku. Nie szanują również i tego, który boi się Boga, kiedy widzą, że drugie z rodziców śmieje się z tego. Poza tym słyszą wszędzie slogany o równości, wolności i postępie. Łatwo więc może przyjść im do głowy chęć zrównania się z tymi, którzy dali im życie. Jeżeli zaś otrzymały wyższe od nich wykształcenie świeckie, zaczynają sądzić, że przewyższają swoich rodziców, nie mają więc już dla nich należnego szacunku. Dochodzą do tego jeszcze różne pogardliwe miny, obraźliwe słowa, pyszałkowate zachowanie, czasem może nawet zniewagi, żeby nie wspominać o czymś gorszym.

Takie straszne zło niszczy dzisiaj rodzinę i całe społeczeństwo. Jak je uleczyć? Przez kult i naśladowanie Najświętszej Rodziny z Nazaretu. Jezus był pod każdym względem doskonalszy od Maryi i Józefa, którzy jako stworzenia wszystko od Niego otrzymali. On widział jednak w nich przedstawicieli swego Ojca Niebieskiego. To wystarczyło, żeby obdarzać ich dowodami uszanowania i czci. Czy nie wystarcza współczesnym dzieciom i młodzieży wiedzieć o tym, że ich rodzice, którym wszystko zawdzięczają, zastępują im Boga na ziemi? Któż mógłby jeszcze w to wątpić? Wynika to z samej natury, a nadto z woli Bożej, według której rodzice przewyższają dzieci. Wiara pomaga nam zrozumieć, że nie ma na świecie potęgi, która nie pochodziłaby od Boga, a wszelka istniejąca władza pochodzi z woli Bożej.

To, co mówimy o dzieciach, odnosi się również do służby, która nawet ze względu na swoją sytuację jest obowiązana do szanowania swoich chlebodawców. Wszyscy, którzy znajdują się w podobnej sytuacji, powinni uważać, że ich chlebodawcy godni są wszelkiego szacunku, jak mówi św. Paweł: "Dominos omni honore dignos arbitrentur".

Szczególnie zaś we wspólnotach zakonnych, które winny być szczególnymi naśladowcami Świętej Rodziny, każdy powinien uważać swojego przełożonego za wykonawcę woli Bożej i okazywać mu szacunek w słowach i w postępowaniu. Nic tak nie gwarantuje rozkwitu danego instytutu i szczęścia jego członków, jak szacunek dla przełożonych ze względu na Boga. Nic tak nie ściąga błogosławieństwa Niebios na każdy dzień, jak cześć oddawana rodzicom przez dzieci. Czy nie zostało napisane: "Czcij ojca swego i matkę swoją, abyś długo żył na ziemi, którą Pan, Bóg twój, dał tobie?"

Corneille de La Pierre, w komentarzach do Pisma świętego, robi następujące spostrzeżenia: "Błogosławieństwo ojca wzmacnia dom dzieci, a przekleństwo matki obala jego fundamenty". Błogosławieństwo ojca sprawia, że dzieci cieszą się liczną, bogatą i dobrze prosperującą rodziną. Przekleństwo ojca lub matki rozkłada rodzinę dzieci. Przykłady skuteczności ojcowskiego błogosławieństwa są widoczne u Sema i Jafeta, którym błogosławił ich ojciec Noe. Pierwszy zaludnił swym potomstwem Azję, drugi Europę. Widzimy również jaką pomyślność sprowadziło na Izaaka błogosławieństwo Abrahama, a Jakubowi błogosławieństwo Izaaka. Jakub stał się ojcem dwunastu pokoleń ludu Bożego. To potwierdza fakt, że źródłem i podstawą pomyślności i trwałości rodzin jest cześć oddawana przez dzieci ich rodzicom. Cześć ta ściąga na nich błogosławieństwo rodziców i samego Boga, Źródłem nieszczęścia i rozkładu rodzin jest brak szacunku dla rodziców.

Istnieją również przykłady, które dowodzą, jak zgubne jest przekleństwo rodziców. Cham został przeklęty przez Noego i jego potomstwo zostało skazane na niewolnictwo. Św. Augustyn opowiada, że pewna matka przeklęła sześcioro swoich dzieci. Dostały natychmiast jakichś dziwnych drgawek, co je zmusiło do opuszczenia kraju i do tułaczki po świecie. Wszędzie obnosiły przykry obraz swojej kary. Również i obecnie widzimy, jak zanikają sławne rody, uważane za trwałe. Jaka jest tego przyczyna? Ta, że dzieci nie czciły swoich rodziców i nie otrzymały ich błogosławieństwa. Bóg posługuje się rodzicami, jakby narzędziami do uszczęśliwiania lub karania dzieci, podobnie jak posługuje się słońcem dla oświecania świata. W ten sposób umacnia rodziny i rozsławia je przez błogosławieństwo rodziców. Platon, chociaż był poganinem rozumiał, że przekleństwo rodziców przynosi dzieciom nieszczęście i że nie ma dla nich nic straszniejszego od niego. (Corn. in Eccli. III.11). Dzieci, zasługujcie przez poszanowanie swoich rodziców na ich błogosławieństwo! Wy, rodzice natomiast, jeżeli chcecie być szanowani, starajcie się o święty zwyczaj błogosławienia swoich dzieci. M. Baunard stwierdza, że błogosławieństwo rodzicielskie odnawia szacunek dzieci dla rodziców. Szacunek ten wzrasta, gdyż dzieci widzą wówczas w swoich rodzicach przedstawicieli Boga i szafarzy Jego błogosławieństwa. Krzyż, którym znaczyć będziecie czoła waszych dzieci, zapewni wam na zawsze ich szacunek. Dzięki waszemu błogosławieństwu dziecko uczy się również szanować samo siebie. Mówi się, że czoło poświęcone przez znak krzyża nie powinno rumienić się wieczorem z powodu pytającego w milczeniu rodzicielskiego spojrzenia. Godzina błogosławieństwa jest godziną przebaczeń i dobrych rad. Nie ma błogosławieństwa dla człowieka, który odrzuca skruchę.

Błogosławieństwo to jest wreszcie dobrodziejstwem dla każdego, kto go udziela; czyni go lepszym chrześcijaninem, ponieważ uświęca go. Kiedy ojciec widzi swoje dzieci pochylające się przed nim, łatwiej zrozumie, że Bóg zlecił mu odpowiedzialność za te dusze, które powinien budować przykładem swojej wiary i cnotliwego życia. Niech więc nie zabraknie w rodzinach chrześcijańskich odwagi do wprowadzenia tego zbawiennego zwyczaju. A oto sposób praktykowania błogosławieństwa.

Kiedy po wieczornej modlitwie wasze dzieci, zanim odejdą, podejdą do was aby się pożegnać, połóżcie na chwilę ręce na ich głowach, a znacząc krzyż palcem na ich czołach mówcie: "Niech cię Bóg błogosławi, moje dziecko, w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego", albo wypowiedzcie je w myślach. Jest to chrześcijańskie "dobranoc", które przywodzi myśl o wieczności.

Nie jesteście być może bogaci i nie możecie pozostawić swoim dzieciom wielkiego majątku, ale posiadacie dziedzictwo waszego błogosławieństwa. A przecież bardziej opłaca się być szczęśliwym niż bogatym.

Przykład - Błogosławieństwo rodziców

Ojcowie i matki męczenników błogosławili w więzieniach swoich synów i córki i to błogosławieństwo dodawało im odwagi.

Święta Makryna błogosławiła swoich wnuków, którzy później zasłynęli jako wielcy święci Bazyli i Grzegorz z Nyssy. Również Nonna błogosławiła swojego syna, Grzegorza z Nazjanzu, i poświęciła go jako dziecko Jezusowi Chrystusowi, kładąc obie jego dłonie na Piśmie świętym.
"Szlachetny i dobry synu - mówił św. Ludwik na krótko przed śmiercią na wybrzeżu Tunisu - udzielam ci wszelkich błogosławieństw, jakich dobry ojciec może udzielić swojemu synowi".
Jan Gerson, późniejszy kanclerz Uniwersytetu Paryskiego, jako chłopiec defilował codziennie na czele swoich jedenastu braci i sióstr przed swoimi rodzicami, żeby otrzymać ich błogosławieństwo.

Św. Franciszek Salezy również przyklękał przed swoimi rodzicami, którzy potem upadali przed nim na kolana, kiedy otrzymał sakrę biskupią.

Jeden z biografów św. Joanny de Chantal mówi, że ta święta matka "po kolacji oddalała się wraz ze swoimi dziećmi. Kazała im odmawiać modlitwy wieczorne, do których dodawała zawsze psalm "Z głębokości..." za zmarłego ojca. Następnie robili wszyscy rachunek sumienia i prosili o błogosławieństwo Anioła Stróża. Potem wszyscy razem mówili głośno: "Boże, w Twe ręce składam moją duszę". Na koniec podawała dzieciom wodę święconą, udzielała im błogosławieństwa i układała je do snu.

W biografii św. Tomasza Morusa czytamy: "U nas dzieci mają zwyczaj wieczorem i rano prosić na kolanach swoich rodziców o błogosławieństwo. Taki jest ogólny zwyczaj w Anglii. Trzeba jednak dodać, że gdy dzieci dorosną, założą swoje własne rodziny lub otrzymają jakieś godności kościelne lub świeckie, zarzucają ten zwyczaj i bardzo rzadko go praktykują". Godną uwagi była wierność Tomasza Morusa, który dopóki miał jeszcze ojca nawet wtedy gdy był już Kanclerzem Anglii - nigdy nie zapominał przyjść do niego każdego wieczoru i z pokorą prosić o błogosławieństwo.

Oby te przykłady znakomitych ludzi znalazły swoich naśladowców we wszystkich rodzinach!

Źródło: Jean Berthier MS, Kult i naśladowanie Świętej Rodziny, Ciechocinek 2003.