Jest rzeczą pewną, że kult Świętej Rodziny to bardzo zbawienne nabożeństwo dla każdego chrześcijanina, dla rodzin wspólnot zakonnych i dla całego społeczeństwa. Tak jak powiedziałem wcześniej, kult ten jest uzasadniony, ponieważ ma jako przedmiot trzy najświętsze osoby. Został zatwierdzony przez Kościół jako zbawienny i pomocny w życiu duchowym.
A zatem, niech ten kult rozwija się coraz bardziej, niech przenika wszędzie tam, gdzie żyją chrześcijanie i niech wnosi do ich rodzin miłość do Jezusa, Maryi i Józefa. Niech będzie chlubą wszystkich parafii katolickich, wszystkich kościołów i kaplic zakonnych. Praktykowany jest już w Belgii i Holandii. We wszystkich domach Bożych można zobaczyć gromadki czcicieli Świętej Rodziny. Aby członkowie Bractwa Świętej Rodziny zgromadzeni w kościele, odmawiający wspólnie modlitwę ku Jej czci zatwierdzoną przez Ojca świętego, mogli zyskiwać odpusty, konieczne jest - zgodnie z życzeniem Stolicy Świętej modlili się przed obrazem Świętej Rodziny, poświęconym i wystawionym w kościele do czci publicznej. W każdym kościele znajduje się krzyż, obraz Matki Bożej i św. Józefa, nie zastąpi to jednak obrazu Świętej Rodziny, który jest konieczny do uzyskania odpustu.
Naszym gorącym pragnieniem jest, aby wszyscy kapłani, którzy czczą Świętą Rodzinę, i którym leży na sercu zapewnienie parafianom tych dobrodziejstw, jakie przynosi ten kult, umieścili w swoich kościołach piękne obrazy Jezusa, Maryi i Józefa. Przychodząc codziennie pomodlić się przed tym obrazem, przekonają wszystkie pobożne osoby w swojej parafii, że praktyka ta przyniesie im wielkie korzyści duchowe.
Jeżeli w każdą trzecią niedzielę po Objawieniu Pańskim odmówią przed tym obrazem akt poświęcenia się Świętej Rodzinie według formuły zatwierdzonej przez Leona XIII, otrzymają niewątpliwie szczególne błogosławieństwo dla całej parafii.
Mogą nakłaniać swoich parafian do przyjmowania Komunii św. w uroczystość Świętej Rodziny, jak to czynią członkowie bractw w krajach północnych. W ten sposób będą uroczyście obchodzić to święto i będzie ono okazją do okazania większej czci Świętej Rodzinie. Znam diecezję w której na polecenie biskupa zaznaczony jest w kalendarzu liturgicznym dzień, w którym kapłani mają wygłosić kazanie o Świętej Rodzinie.
Jeżeli poświęcenie rodzin nie odbywa się w kościele, wówczas wspólnoty zakonne i rodziny chrześcijańskie mogą to uczynić w swoich domach według zatwierdzonej formuły. Obraz Świętej Rodziny we wszystkich ogniskach domowych powinien być umieszczony na honorowym miejscu. Członkowie rodzin poświęconych Świętej Rodzinie niech wspólnie odmawiają przed nim modlitwę. Leon XIII bardzo troszczył się o to, by ten obraz dotarł wszędzie. Umieścił go nawet na dyplomie z odpustem zupełnym na godzinę śmierci, udzielonym wiernym całego świata, którzy o to proszą. Obraz ten jest symbolem, znakiem, zewnętrzną formą bractwa, nawet jego zewnętrzną treścią. Jest on sztandarem rodzin stowarzyszonych w bractwie, świadectwem i dowodem przynależności do bractwa, punktem zbornym gromadzącym na modlitwę.
Niezależnie od korzyści płynących z przynależności do bractwa, wielkie dobro stanowi w ognisku domowym sam fakt obecności takiego obrazu. Czyż sam widok świętych osób Jezusa, Maryi i Józefa nie przemówi do duszy, która ma chociaż małą iskierkę wiary? Ileż dobrych myśli może wzbudzić wspomnienie tak przykładnej rodziny!
Z drugiej strony jest to protest i skuteczna reakcja przeciwko pożałowania godnemu zjawisku, które coraz bardziej się rozpowszechnia. Mam tu na myśli usuwanie z domów emblematów religijnych i zastępowanie ich różnymi świeckimi, często niemoralnymi odznakami.
Jeżeli zajrzymy do niektórych domów, to ujrzymy tam żałosny obraz wiary. Nie zobaczymy tam nic, co przypominałoby człowiekowi Boga, nic co odróżniałoby te domy od domów ludzi niewierzących. Rysunki, malowidła, obrazy, przypominają różne bożyszcza tego świata. Wszystko to sprzyja duchowi światowemu, próżności, przyjemnościom i złym żądzom. Biedne są te rodziny, ale bardziej jeszcze biedne są ich dzieci, które tak bardzo potrzebują odczuć religijnych i widoku pamiątek chrześcijańskich.
Właśnie dlatego wołał o. Feliks do swoich słuchaczy w katedrze Notre-Dame w Paryżu: "Wasze domy są przyozdobione bezbożnymi obrazami i malowidłami. Wszystkie bóstwa pogańskie znajdują schronienie pod dachami domów chrześcijańskich. Tylko dla Chrystusa zabrakło tam miejsca, chociaż sam cesarz Tyberiusz gotów był Go przyjąć do Panteonu w Rzymie! Gdy nadejdzie wasza ostatnia godzina, wówczas sługa Chrystusa będzie szukał Jego wizerunku, żeby wam pokazać jedynego Pocieszyciela. który w tej smutnej chwili śmierci mógłby jeszcze coś powiedzieć o szczęściu i nadziei. Wówczas chyba powiecie zdziwionemu kapłanowi: W naszym domu nie ma Chrystusa!"
Dlaczego nie ma Go tam, gdzie właśnie być powinien? Otóż ja wam powiem. Dlatego, że Chrystus nie został ukształtowany w waszych duszach przez chrześcijańskie wychowanie. Ojciec nie został uformowany na podobieństwo Chrystusa. Nie czci Go, nie kocha, a może nawet w ogóle nie zna. Matka pozwoliła wichrom tego świata usunąć ze swej duszy obraz Chrystusa, który miała tylko powierzchownie odbity w duszy. W jaki sposób w takiej atmosferze rodzinnej, gdzie po Chrystusie pozostało może tylko imię zadające kłam rzeczywistości, mogą dzieci otrzymać niezatarte oblicze Boga, który jedynie może podnosić życie rodzinne na wyżyny?"
Chrześcijanie, jeżeli pragniecie podźwignąć ludzkość, odnówcie najpierw rodziny! Odnówcie w swoich duszach, sprowadźcie do swoich domów i postawcie przed swymi oczyma zagubiony obraz Boga. Obraz ten, przechodząc z waszych dusz na dusze waszych dzieci, naznaczy je wobec nieba i ziemi pieczęcią prawdziwej wielkości!"
Sama obecność obrazu Świętej Rodziny jest źródłem błogosławieństwa dla domu. Czy można spodziewać się większego skutku, jeżeli wszyscy domownicy, zgodnie ze statutami Bractwa Świętej Rodziny, gromadzą się codziennie wokół niego, żeby się wspólnie modlić? Obraz nie jest wówczas osamotniony ani zapomniany w domu. Jeżeli jest otoczony czcią przez zgromadzoną rodzinę, nabiera jakby życia i staje się domownikiem.
Wyobraźmy sobie całą rodzinę: ojca, matkę i dzieci, spotykających się każdego dnia na klęczkach przed obrazem Świętej Rodziny i wpatrujących się w najświętsze oblicza Jezusa, Maryi i Józefa, błagających o Ich przemożną opiekę i usilnie proszących o łaskę naśladowania Ich cnót. Jest rzeczą niemożliwą, by w takiej rodzinie umysły nie zostały oświecone dobrymi myślami, serca nie ożywione najlepszymi uczuciami, a wola nie pobudzona do wypełniania wszystkich obowiązków. Nie uznać dobroczynnego wpływu obrazu na taką rodzinę, znaczyłoby zaprzeczać życiodajnemu oddziaływaniu słońca na świat materialny.
Niech więc święte imiona Jezusa, Maryi i Józefa będą w każdej chwili na ustach chrześcijan, a przede wszystkim w ich sercach. U kresu ich życia niech te święte Imiona staną się dla wszystkich bramą do nieba. Spełni się to bez wątpienia, przynajmniej dla tych, którzy na ziemi będą się przykładać do naśladowania Świętej Rodziny.
Temu tematowi poświęcony jest drugi tom niniejszej książki.
Przykład - Święta Rodzina nie opuszcza swoich dzieci
Była godzina dziesiąta. O tej porze studenci kolegium wychodzili razem na publiczny plac Berlina, gdzie oddawali się wesołym rozrywkom. Ich hałaśliwa radość wyraźnie kontrastowała z tym, co działo się w sąsiednim domu. Biedna matka z dwojgiem dzieci ze łzami w oczach patrzyła na meble i sprzęt domowy, które były jej własnością, teraz zaś zostały jej zabrane.
Smutne były dla biednej matki zachody słońca, mijające godziny dnia, a jeszcze smutniejsze wieczory. Jej mąż był bogatym handlowcem i posiadał własny okręt. Minęło już prawie sześć lat, jak właściciela razem z okrętem pochłonęły morskie fale. Wraz z nim utonęło także szczęście matki. Wybiedzone na skutek niedostatku dzieci zdawały się powoli gasnąć. Matka zapadła na ciężką chorobę. Doszło do tego, że nie mogła zapłacić czynszu za mieszkanie. Reszty nieszczęść dokonał właściciel domu, wyrzucając matkę z dziećmi z mieszkania i zatrzymując jako należność to, co pozostało z ich dawnego dostatku. Wszystko miało być sprzedane na licytacji. Schodzili się już nabywcy.
Około godziny 11-ej komornik rozpoczął przetarg. Studenci wiedzeni ciekawością i chęcią zabawienia się przełączyli się do licytantów. Kiedy przybyło jeszcze więcej chętnych, powstała taka ciżba, że studenci nie mogli się już wydostać i chcąc nie chcąc musieli tam pozostać.
Przetargi były długie. Kilku znajomych i sąsiadów kupiło z litości dla wdowy niektóre przedmioty, żeby jej potem oddać. Pod koniec licytacji pokazano kilka starych obrazów, które ofiarowano chętnym za trzy marki.
- Trzy marki - ogłosił komornik - Trzy marki, kto da więcej?
- Siedem marek! - zawołał jeden ze studentów.
- Nikt nie podbije proponowanej ceny? - zapytał urzędnik. Siedem marek, siedem marek - powtórzył komornik. Dajemy siedem marek, nikt więcej? A więc zaakceptowane... Gdzie jest nabywca?
Biedny student nie spodziewał się tego... Co robić? Uciec? Wytłumaczyć się, że chciał spłatać figla?... To niemożliwe... Zmuszony był podać swoje nazwisko: Woldersen, student medycyny. Po wpłaceniu siedmiu marek mógł odejść ze swoim kłopotliwym nabytkiem. Tłum miał uciechę widząc jego rozczarowanie. Koledzy ironicznie gratulowali mu nowej fortuny. Pół rozgniewany, pół zakłopotany, starał się jak najszybciej odejść, niosąc osiem bardzo pospolitych religijnych obrazów, z których jeden przedstawiał Świętą Rodzinę.
Wieczorem ktoś nieśmiało zapukał do drzwi mieszkania studenta.
- To nie może być kolega, pomyślał mówiąc "proszę".
Stała przed nim biedna kobieta, której obrazy tego dnia nabył. Była w towarzystwie swoich dzieci.
- Chciałabym prosić pana o przysługę - powiedziała kobieta
- O jaką proszę pani? odpowiedział grzecznie Woldersen. Czasem trzymały się go figle, miał jednak dobre i szlachetne serce.
- Dzisiaj rano kupił pan nasze obrazy. Wśród nich jest jeden bardzo dla mnie drogi, obraz Świętej Rodziny. Wyświadczy mi pan wielką łaskę, jeżeli zechce mi pan go oddać. Nie mogę za niego zapłacić, bo nic nie posiadam, ale naprawdę bardzo chciałabym go posiadać, ponieważ Święta Rodzina także była uboga.
- Z przyjemnością- proszę pani, oddam pani ten obraz, a nawet wszystkie inne, bo nie wiem co z nimi zrobić - odpowiedział student spoglądając na chłopczyka, który bojaźliwie trzymał się matki i zdawał się okazywać wdzięczność swymi niebieskimi oczami.
- Podaj panu rękę i podziękuj - powiedziała matka. Dziecko usłuchało, co sprawiło studentowi radość.
- Jak się nazywasz? - zapytał chłopca.
- Franciszek Woldersen, proszę pana.
- Franciszek Woldersen - powtórzył student wyraźnie wzruszony.
Kobieta podziękowała i chciała odejść.
- Chwileczkę, proszę pani - powiedział student - pozwoli mi pani zadać jedno pytanie.
- Czy nie pochodzi pani z Marienwerder?
Otrzymawszy odpowiedź twierdzącą mówił dalej:
- Czy nazwisko panieńskie pani brzmi Emma Rodeker?
- Tak, ale skąd pan to wie?
- Proszą mi pozwolić jeszcze zapytać, czy wyjechała pani z Marienwerder, mając około 18 lat? Mieszkała pani potem u swego szwagra, który miał syna w wieku około 5 lat?
- Mówi pan prawdę, miał na imię Arnold.
- Jest więc pani moją ciotką - zawołał student, wyciągając dłoń do zdumionej kobiety. Arnold Woldersen, to właśnie ja.
- Co za spotkanie!
Szlachetny student potrafił dodać otuchy nieszczęśliwej kobiecie. Wręczył jej kilka marek na zaspokojenie najpilniejszych potrzeb i obiecał dalszą pomoc.
Wdowa rozpłakała się z radości i rzekła: "Ani jednego dnia nie przestawałam wzywać Świętej Rodziny. Zaufałam Jej i nie zawiodłam się. Niech będą błogosławieni Jezus, Maryja i Józef!
Student nie wstydził się przyznać, że biedna kobieta, której meble sprzedano na licytacji, była jego ciotką. Zbiórka pieniężna wśród kolegów pozwoliła jej zaspokoić pierwsze potrzeby. Młody człowiek w liście do swoich rodziców opisał całe wydarzenie, a potem w ich imieniu zaprosił biedną ciotkę, by wraz z dziećmi udała się do Marienwerder, gdzie niczego im nie zabraknie, a w przyszłości jego rodzina zatroszczy się o wszystko.
Biedna matka nie na próżno ufała w pomoc Jezusa, Maryi i Józefa. Oto jeszcze jeden dowód na to, ze Święta Rodzina nie opuszcza swoich dzieci.
Źródło: Jean Berthier MS, Kult i naśladowanie Świętej Rodziny, Ciechocinek 2003.