8/ Cierpliwość w doświadczeniach

Cierpliwość jest cnotą, która daje duszy wytrwałość w znoszeniu przeciwności. Ponieważ ziemia jest doliną łez i przykrych dni jest zwykle więcej niż pogodnych, dlatego warto przypomnieć w tym miejscu słowa Pisma świętego; "Cierpliwość jest wam potrzebna, byście spełniając wolę Bożą, otrzymali obiecaną nagrodę". Najwłaściwsze jest jednak praktykowanie tej cnoty za przykładem Świętej Rodziny. Niech rozważą to przede wszystkim ci, którzy są doświadczani i obarczeni ciężarem krzyża, a znajdą, jeżeli nie ulgę w cierpieniach, to przynajmniej siłę do ich znoszenia i przemieniania w zasługi na niebo.

Powiedzieliśmy już, że Jezus przyszedł, aby stać się ofiarą za grzechy. Dlatego Ojciec dał Mu ciało zdolne do cierpienia. "Aleś Mi utworzył ciało" (Hbr 10, 5). Wszystkie cierpienia tej ziemi stały się Jego udziałem. Ponieważ miał zadośćuczynić za wszystkie grzechy, musiał też znosić wszystkie cierpienia, które są następstwem grzechów. Ci, którzy są Mu bardziej bliscy, w większym stopniu będą również uczestniczyć w Jego cierpieniach.

Takie jest wyjaśnienie tajemnicy Betlejem, stajenki i żłóbka, ucieczki na wygnanie, pobytu na obcej ziemi, długich lat życia ukrytego i ciężkiej pracy w Nazarecie. To również wyjaśnia zdradę Judasza, ucieczkę innych Apostołów, biczowanie, policzkowanie, zniewagi, dźwiganie krzyża, ukrzyżowanie, pojenie żółcią i octem. "Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich ...a w Jego ranach jest nasze zdrowie" (Iz 53,6,5).

Boski Zbawiciel, z nieskończonej miłości jaką ma do nas, znosi z radością wszystkie swoje cierpienia, a nawet zdaje się ich poszukiwać, aby wszyscy ludzie, nawet w największych bólach, mogli powiedzieć: "Nasz Pan już przez to przeszedł, a mnie pozostaje tylko iść za Nim. Jestem biedny, ale On był biedniejszy ode mnie; wygnano mnie z Ojczyzny, ale On był wcześniej wygnany; jestem obciążony pracą, ale On pracował więcej niż ja; jestem zdradzony, prześladowany i tak bardzo cierpię, ale Jego też to wszystko spotkało i cierpiał jeszcze bardziej niż ja".

Maryja i Józef jednoczyli się w cierpieniach z Jezusem. Pozwólmy Bossuetowi wypowiedzieć się na ten temat: "Józef i Maryja byli biedni, nie byli jednak bezdomni, gdyż mieli zawsze dokąd wrócić. Kiedy jednak Dziecię przyszło na świat, nie ma już dla nich domu i muszą szukać schronienia w stajni. Nikt im nie przyniósł tej niełaski, tylko Ten o którym napisano: "Przyszedł do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli" (J 1,11), i że "nie ma miejsca, gdzie mógłby oprzeć głowę". Czyż nie dosyć było tej biedy? Dlaczego ściga Ich jeszcze prześladowca? Żyli sobie w swoim mieszkaniu, wprawdzie ubogim, ale przyjemnie, przezwyciężając swoje ubóstwo cierpliwością i wytrwałą pracą. Jednak obecność Jezusa nie pozwala im na taki spokój. Herod nie może znieść, że to Dziecię żyje. Jego ubogie narodzenie nie potrafi Go ukryć przed zazdrością tyrana. Samo Niebo zdradziło tajemnicę, gdy objawiło Jezusa Chrystusa za pomocą gwiazdy. Zdawałoby się, że ci Czciciele zostali sprowadzeni z daleka jedynie w tym celu, by obudzić zawiść prześladowcy we własnym kraju.

Co teraz zrobi św. Józef? Możemy sobie wyobrazić położenie tego ubogiego rzemieślnika, który nie miał żadnego majątku poza własnymi rękami i warsztatem, ani żadnej innej możliwości utrzymania poza własną pracą. Zostaje zmuszony udać się do Egiptu i znosić przykre wygnanie jedynie dlatego, że jest opiekunem Jezusa Chrystusa. Może sądzicie, że skarży się na niewygodne Dziecię, które wyciągnęło go z ojczyzny i zostało mu dane dla jego udręczenia? Widzimy, że jest przeciwnie. Uważa się za szczę-śliwego, że może razem z Nim cierpieć. Jedyną przyczyną jego zmartwienia jest niebezpieczeństwo zagrażające Bożemu Dziecięciu, które jest mu droższe niż własne życie. A może ma jakąś nadzieję, że wkrótce skończą się Ich nieszczęścia? Nie, moi przyjaciele! Nie oczekuje tego, gdyż właśnie niepowodzenia zostały Im przepo-wiedziane. Symeon mówił im o dziwnych sprzeciwach, jakich ma doznawać Ich umiłowany Syn. Teraz już się to zaczęło i upłynie całe życie na przewidywaniu tych niebezpieczeństw, jakie Ich czekają".

Taki był los Świętej Rodziny: obawy, niebezpieczeństwa, prześladowanie i wszelkiego rodzaju utrapienia. W tych wszystkich trudnościach nie słyszymy żadnego szemrania ani skargi. Nie dostrzegamy żadnej nieufności ani przygnębienia. Towarzyszy Im zawsze ufność, pokój, umiłowanie woli Bożej, przyjmowanie wszystkich krzyży, jakie Jego dłoń rozdziela, a nawet pragnienie większego cierpienia dla większej chwały Bożej i dla pełniejszego wynagrodzenia za grzechy świata.

Taki jest los wszystkich świętych. Pismo święte mówi: "Synu, jeżeli masz zamiar służyć Panu, przygotuj swą duszę na doświadczenia" (Syr 2,1). Archanioł Rafał powiedział do Tobiasza: "Ponieważ byłeś miły Bogu, potrzeba było, żeby cię pokusa doświadczyła" (Tb 2,13). Bóg nie myśli tak jak ludzie. Są tacy, którzy uważają się za opuszczonych przez Boga, ponieważ cierpią. Tymczasem Bóg myśli o nich, skoro ich doświadcza. Cóż to za ojciec, który nie kocha swego dziecka? Kochając, karci je jednak, aby je poprawić i pozbawia je przyjemności, które mogłyby je zgubić. Iluż ludzi nie doszłoby do zbawienia, gdyby Bóg nie umieścił na ich drodze płotu z cierni, żeby ich skłonić do kroczenia prostą drogą? Straszne jest wyniosłe i niezmącone szczęście ludzi złych. Opatrzność pozwala im cieszyć się w pokoju przyjemnościami tej ziemi, zachowując karę na dzień sprawiedliwości.

Szczęśliwi są ci, którzy płaczą z Jezusem, Maryją i Józefem, zostaną bowiem pocieszeni. Bóg daje nam przygotowaną z umiarem czarę łez do picia i odpowiednio odmierza nam cierpienie. Udziela nam również proporcjonalnie łask, aby nam pomóc w ich znoszeniu. Dostarcza nam przez to okazji, byśmy mogli dać dowód naszej wierności i miłości. Bóg sam dowiódł nam ogromu swojej miłości, cierpiąc i umierając za nas, a teraz oczekuje od nas dowodu naszej szczerej miłości do Niego, który polega na tym, byśmy potrafili nawet umrzeć, jeżeli zajdzie taka konieczność, dla wypełnienia Jego woli. Na tym polega prawdziwa miłość, która jest głównym źródłem zasług. Cierpienie z miłości jest najpewniejszą gwarancją osiągnięcia życia, wiecznego. "Skoro wspólnie z Nim cierpimy, to po to, by wspólnie mieć udział w chwale" (Rz 8,17).

Do wszystkiego, co czynimy dla Boga, możemy włączać naszą własną wolę, a przez to tracić część naszych zasług. Nasza wola nie odważa się na cierpienie i dlatego w nim właśnie szuka niebezpieczeństwa. Dlatego chce go uniknąć. Bezpieczniej więc podobać się Bogu, dźwigając swój krzyż, niż podejmować dla Boga wielkie dzieła. Cierpienie przemija, nawet najdłuższe życie jest krótkie, czas utrapień trwa tylko jedno mgnienie oka, a to stosunkowo lekkie cierpienie przygotowuje nam ogromną miarę przyszłego uwielbienia.

Święta Rodzino, ja nie zasługuję ani nie domagam się, żeby się ze mną lepiej obchodzono na tej ziemi, niż z Tobą. Przyjmuję więc wszelkie doświadczenia, jakie spodoba się Bożej Opatrzności na mnie zesłać. Nie chcę więc nigdy narzekać, skoro zasłużyłem właściwie na piekło, a Ojciec niebieski zsyła mi doświadczenia tylko dlatego, bym mógł odpokutować za moje grzechy. Nie chcę się nigdy skarżyć z tego powodu, gdyż oznaczałoby to skarżyć się na okazję zasłużenia na niebo, które wiele razy utraciłem już prze swoje grzechy. Wyjednaj mi łaskę miłowania cierpień i rezygnacji z przyjemności tego świata, bym mógł mieć również udział w tej radości, jaka przepełniała Wasze serca we wszystkich doświadczeniach.

Przykład - Święty Filip Nereusz

Mieszkając w Rzymie w Domu Miłosierdzia św. Hieronima, św. Filip był prześladowany przez zakrystianów, którzy nie pozwalali mu spokojnie przejść, ale obrażali go, dając mu na każdym kroku do zrozumienia, jak bardzo go lekceważą i zmuszając go do szukania innego kościoła dla odprawienia Mszy św. Święty nigdy się nie skarżył na nich do przełożonych domu. Zamiast okazać im swoje niezadowolenie, przeciwnie okazywał im wielki szacunek i wyświadczał im różne przysługi, do jakich miał sposobność. "Nie chcę uciekać od krzyża, który Bóg mi zsyła" - powiedział do przyjaciół, którzy namawiali go do opuszczenia tego miejsca. Kiedy jednak widział, że swoją miłością i pokorą nie potrafi pozyskać sobie swoich prześladowców, że nie tylko nie stawali się łagodniejsi, ale przeciwnie, coraz bardziej hardzi i nieznośni, zwrócił się do Jezusa Chrystusa, patrząc na krzyż: "Mój kochany Jezu, dlaczego mnie nie wysłuchujesz? Już tak długo proszę Cię nieustannie o cierpliwość. Czemuś mnie nie wysłuchał? Wydawało mu się, że Jezus odpowiedział mu przez głos wewnętrzny: Prosisz Mnie o cierpliwość? Dam ci ją, ale chcę byś ją zdobył przy pomocy tego właśnie środka". Miejsce w którym tak wiele wycierpiał, było dla niego miejscem bardzo pożytecznym. Mieszkał tam trzydzieści lat i opuścił je jedynie na polecenie papieża, by zamieszkał w domu założonego przez siebie Zgromadzenia Oratorianów. Był często nawiedzany przez różne choroby i cierpienia, ale z nikim, poza lekarzem, na ich temat nie rozmawiał. Wyglądał zawsze na zadowolonego i nigdy nie dawał poznać, że coś mu dolega. W ten sposób wysłużył sobie szczęśliwość wieczną, którą teraz cieszy się w niebie. My również zasłużymy na nią, jeżeli będziemy ćwiczyć się w cierpliwości.


Źródło: Jean Berthier MS, Kult i naśladowanie Świętej Rodziny, Ciechocinek 2003.