Pod pojęciem "bliźni" rozumiemy przede wszystkim członków naszej najbliższej rodziny, którzy są z nami spokrewnieni w ścisłym znaczeniu tego słowa. W dalszej kolejności bliźnimi są ludzie, którzy będąc dziećmi jednego Ojca - Boga, są podobnie jak my powołani do Jego wiecznego dziedzictwa.
Z członkami naszej rodziny łączy nas przywiązanie, które zawiera w sobie trzy cnoty: szacunek, miłość i posłuszeństwo. Innym ludziom winni jesteśmy życzliwość, która obejmuje uczucie i uprzejmość okazywane przez nas w kontaktach z nimi. W Świętej Rodzinie znajdujemy wzór tych wszystkich cnót. Przekonamy się o tym w następnych rozdziałach.
Rozdział I - Pełne szacunku oddanie; szczególna miłość, która winna łączyć chrześcijańską rodzinę
Będziemy tu rozważać dziewiczą miłość i przywiązanie, jakie Maryja i Józef mieli wzajemnie do siebie, a następnie miłość, jaką miał Jezus do swoich ziemskich rodziców.
Artykuł 1 - Dziewicza miłość Maryi i Józefa
Przyjrzyjmy się najpierw świętej jedności tych niezwykłych małżonków, a potem zastanówmy się nad zgodą w rodzinie.
§ 1 Zjednoczenie serc Maryi i Józefa
Najściślejszym naturalnym zjednoczeniem osób, które Bóg stworzył na ziemi jest zjednoczenie małżonków pomiędzy sobą. Zostało napisane: "Opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem" (Mk 10,7). Zjednoczenie to okazuje się tym trwalsze, im jest bardziej czyste. Dobro jest zawsze tym, co łączy, zło zaś tym co dzieli. Maryja i Józef byli sobie wzajemnie oddani dzięki więzom dziewiczego małżeństwa. Któż więc potrafi wyrazić to serdeczne i trwałe uczucie, jakie żywili wzajemnie do siebie?
"O święte dziewictwo - woła Bossuet - twoje płomienie są tym silniejsze, im są czystsze i bardziej widoczne; ogień pożądania natomiast, który płonie w waszych ciałach, nie może nigdy się równać z żarem niewinnych uścisków dusz, które jednoczy czysta miłość".
Sławny biskup nie szuka daleko dowodów na tę prawdę. Przytacza cudowne wydarzenie opowiedziane przez św. Grzegorza z Tours: "Święty Injurieux, senator z Clermont w Owernii poślubił św. Scholastykę i żył z nią w doskonałej czystości. Oboje małżonkowie bardzo się kochali. Skromność skłaniała ich do ukrywania tego bohaterstwa. Scholastyka wkrótce zmarła". Grzegorz z Tours opowiada dalej, że Injurieux składając do grobu jej ciało, powiedział: "Panie, dziękuję Ci, że mogę złożyć w Twoje ręce ten skarb tak nieskalany, takim jaki otrzymałem". Wówczas Święta uśmiechnęła się i powiedziała: "Dlaczego mówisz to, o co cię nie pytano?" Injurieux wkrótce zmarł i został pochowany w pewnej odległości od Scholastyki. Zauważono jednak nazajutrz, że ich groby w cudowny sposób się połączyły.
"Bóg - kontynuuje Bossuet - pozwala na to, żeby przez to wydarzenie pokazać nam, że nie te płomienie są najpiękniejsze, w które włączyło się pożądanie, ale dwa dziewictwa zjednoczone przez duchowe małżeństwo, stworzyły silniejszy związek, tak że trwają nawet po śmierci. Św. Grzegorz z Tours, który opowiedział to wydarzenie, dodaje, że mieszkańcy tej okolicy nazywali zazwyczaj te groby grobami dwojga kochanków, jak gdyby chcieli powiedzieć, że byli to prawdziwi kochankowie, ponieważ kochały się ich dusze.
Nigdzie jednak ta duchowa miłość nie objawiła się tak doskonale, jak w małżeństwie św. Józefa. Była ona całkowicie niebiańska, ponieważ cały jej żar i wszystkie jej dążenia zmierzały do zachowania dziewictwa, co z łatwością można pojąć. Chcielibyśmy z pewnością zapytać: "Święty Józefie, co ty kochałeś w Maryi? Bez wątpienia nie tę śmiertelną piękność, ale tę wewnętrzną, dla której święte dziewictwo było główną ozdobą. To właśnie czystość Maryi stanowiła godny przedmiot tego uczucia.
Im bardziej kochał tę czystość, tym bardziej pragnął ją zachować, zarówno w swej świętej małżonce, jak też w sobie samym przez jednomyślność serc. Jego małżeńska miłość pomijała całkowicie swoje naturalne dążenia i była całkowicie ukierunkowana na zachowanie dziewictwa Maryi. Była ona bowiem skarbem, który niebo mu powierzyło. Przepełniała go szlachetna duma z tego depozytu, który miał obowiązek pielęgnować. Przywiązał się więc do Maryi na zawsze. Przeszedł z Nią przez życie, towarzysząc Jej do Betlejem, do Egiptu i do Nazaretu. Był dla Niej pociechą w troskach, oparciem w potrzebie, nieodłącznym towarzyszem we wszystkich sytuacjach, zarówno w cierpieniu jak i w radości, w niedostatku jak i w dobrobycie. Ochraniał Jej godność i Jej opinię, Jej dziewictwo i całe Jej życie. Tylko śmierć będzie zdolna przeciąć tę wspaniałą jedność.
Maryja ze swej strony również kochała Józefa. Była mu oddana jako małżonka. Czyż mogłaby będąc najdoskonalszą ze wszystkich stworzeń, zaniedbywać swój najważniejszy obowiązek? Kochała go i okazywała mu szacunek, ponieważ Józef, którego Niebo dało Jej w cudowny sposób za małżonka, był całkowicie Jej godny. Duch Święty nie kojarzy małżeństw źle dobranych. Był Jej małżonkiem, ale w zachowaniu dziewictwa jest Jej bratem. Dzielił wszystkie Jej uczucia i stał się współuczestnikiem wszystkich Jej cnót. Maryja kochała go i okazywała mu wdzięczność, gdyż codziennie otrzymywała od niego dowody całkowitego oddania i doświadczała jego wierności w zachowaniu dziewictwa, które ceniła bardziej niż życie.
Z pewnością duchowa jedność naszych pierwszych rodziców w raju, dopóki żyli w niewinności, była daleka od doskonałości duchowej - jedności Maryi i Józefa. Maryja i Józef szli więc przez życie znajdując pociechę w swoich wzajemnych uczuciach, w swoich pobożnych rozmowach, we wzajemnych posługach, które sobie świadczyli z niespotykanym na świecie oddaniem. Razem modlili się, razem pracowali, razem cierpieli i razem dziękowali Bogu za dobrodziejstwa, jakie od Niego otrzymywali. Czy może być lepszy wzór do zaproponowania chrześcijańskim małżonkom?
Niech uczą się w tej szkole, że szczęście nie polega na bogactwie i na zaszczytach tego świata, ale na wzajemnej miłości. Wzajemna miłość jest owocem cnoty, a nie zmysłowego zadowolenia. Kocha się kogoś, kiedy się go ceni. Cnota czystości zjednuje szacunek i przyjaźń. Niech więc małżonkowie przestrzegają zasad czystości właściwych ich stanowi. Niech zgodnie z nauką św. Pawła mężowie kochają swoje małżonki jak Jezus Chrystus miłuje swój Kościół, albo tak, jak św. Józef kochał Najświętszą Dziewicę. Niech żony będą poddane swoim mężom w Panu, jak Maryja była poddana św. Józefowi. Niech będą dalecy od rozwodzenia się, które sprowadza zgorszenie wśród dzieci. Niech wzajemnie dzielą swoje radości, zmartwienia i prace, uprzedzając się wzajemnie w posługach, znosząc wzajemnie swoje wady w taki sposób, aby dzieci wzrastały w atmosferze spokoju, a nie kłótni, które wypaczają ich charaktery, prowadzą przez nie do utraty szacunku należnego tym, którzy dali im życie. Brak jedności staje się dla wszystkich członków rodziny źródłem nieustannych kłopotów. Dzieli tych, których Bóg złączył.
Wspólnota zakonna jest rodziną, która została założona nie na zasadach naturalnych, ale na łasce Bożej. Jest więc miejscem pielęgnowania wzajemnego przywiązania. Szczęśliwe są domy zakonne, których przełożeni mogą powiedzieć to, co powiedziała o swoich siostrach przełożona klasztoru, w której znaleźliśmy kiedyś gościnę: "Za bardzo się kochamy wzajemnie..." Jeżeli ta miłość i przywiązanie pochodzą od Boga, można być pewnym i nie obawiać się, że jest ona zbyt wielka. Dopóki żyjemy na ziemi, miłość może wciąż wzrastać, a wraz z nią przybywa nam zasług na niebo.
Przykład - Święta Elżbieta Węgierska
Elżbieta poślubiła Ludwika, księcia Turyngii. Montalember powiedział, że był on godnym jej małżonkiem. "Z głęboką miłością do swego męża połączyła Elżbieta wielki szacunek. Jej ustawiczną troską było to, żeby go nie urazić nawet najmniejszym słówkiem czy uczynkiem i nie wywołać u niego najmniejszego nawet odruchu niecierpliwości.
Jarzmo, które wzięła na siebie, było jarzmem miłości i pokoju, jak tego pragnie Kościół. Ludwik pozostawiał jej zupełną swobodę praktykowania dzieł pobożności i miłosierdzia, które ją bardzo interesowały. Zachęcał ją nawet i wspierał w tych zbawiennych dziełach z gorliwą troskliwością, ograniczając się do hamowania jej wówczas, kiedy uważał że jej gorliwość posuwała się zbyt daleko. Przestrogi, jakich jej udzielał, wypływały zawsze z rozważnej troskliwości i były przyjmowane przez nią z posłuszeństwem. Pełne wzajemnego zaufania przejawy miłości łączyli oboje z łagodnymi zachętami do wzajemnego postępu na drodze do doskonałości. To święte współzawodnictwo umacniało ich i utwierdzało w służbie Bogu.
Poważny i czysty charakter ich miłości przejawiał się szczególnie we wzruszającym zwyczaju nazywania się nawzajem bratem i siostrą. Jedność ich dusz była tak wielka, że nie mogli znieść rozłąki ze sobą. Kiedy książę objeżdżał swoje posiadłości, zabierał zawsze ze sobą swoją ukochaną małżonkę. Towarzyszyła mu zawsze z radością, chociaż drogi, którymi podróżowali były często wyboiste i niebezpieczne. Starała się nigdy nie oddalać się od tego, który nigdy nie oddalał się od Boga. Książę był jednak zmuszony niejednokrotnie, jako panujący, do odbywania dalekich podróży i do wyjazdów ze swego kraju. Wówczas nie zabierał ze sobą żony. Kiedy wyjeżdżał, Elżbieta zdejmowała swoje książęce szaty i przywdziewała strój wdowi nakrywając głowę. Tak ubierała się w czasie całej nieobecności męża. Czekała na jego powrót modląc się, czuwając i stosując umartwienia. Kiedy oznajmiano jej powrót małżonka, ubierała się z wielkim przepychem należnym jej godności.
Tak zjednoczeni w świętej zgodzie, pełni pokory i czystości przed Panem, ożywieni wzajemną miłością, dawali niebu i ziemi najpiękniejszy i wielce budujący przykład.
§ 2. Zgoda w rodzinach
"W trzech rzeczach upodobałem sobie, które są przyjemne Panu i ludziom: zgoda wśród braci, przyjaźń między sąsiadami oraz mąż i żona dobrze zgadzający się wzajemnie" (Syr 25,1).
Corneille de la Pierre powiedział: "Zgoda i miłość to główne cnoty, które prowadzą do porozumienia tych, którzy je praktykują. Zapewniają im łaskę Bożą i poważanie u ludzi. Zgoda powinna panować przede wszystkim wśród tych, których łączą więzy krwi, a więc między rodzicami, a następnie pomiędzy najbliższymi, czyli tymi, którzy mieszkają w tym samym domu, w najbliższym sąsiedztwie, wśród tych którzy wykonują tę samą pracę, między mężczyzną i kobietą praktykujących te same zwyczaje, między spożywającymi razem posiłki, wśród tych, którym wspólne są różne sprawy do tego stopnia, że stanowią jedną osobę prawną. Jeżeli będzie panowała między nimi zgoda, będą żyć pięknie i święcie. W przeciwnym razie nie będzie między nimi zgody i ich życie będzie bardzo nieszczęśliwe, podobne do życia szatanów w piekle. Właśnie dlatego Duch Święty pragnie widzieć między małżonkami doskonałą miłość, która pomoże im chętnie znosić słabości charakteru, wzajemne wady i przyzwyczaić się do siebie, jak koła jednego wozu. Kiedy obraca się jedno koło, drugie współpracujące z nim obraca się również w tym samym czasie i w tym samym kierunku.
Taki jest więc sens tego fragmentu Pisma świętego, że mąż i żona winni zgadzać się ze sobą w taki sposób, że dokąd zmierza jedno z nich, czy to z własnej woli, ze słabości lub z innej przyczyny, niech drugie zmierza w tym samym kierunku, byleby Bóg nie był obrażany. Jeżeli mąż chce wykonywać jakiś zawód, niech żona wykonuje go razem z nim, albo przynajmniej niech mu pomaga. Jeżeli mąż zostanie dotknięty jakąś chorobą, biedą, utratą majątku lub prześladowaniem, niech żona dotrzymuje mu towarzystwa, niech go pociesza, współczuje mu w jego cierpieniach i niech mu pokornie służy. Niech żona pozwoli unieść się temu samemu wiatrowi, który unosi jej męża, a on, z kolei, niech się jej tym samym odwzajemnia.
Źródłem i korzeniem takiej zgody jest wzajemna miłość. "Pokój domowy - mówi św. Augustyn - jest harmonijną jednością, która pozwala żyć wspólnie tym, którzy rozkazują i tym, którzy słuchają. Ci, którzy zabezpieczają potrzeby innych, muszą wydawać polecenia, a więc mąż żonie, rodzice dzieciom, gospodarze służbie. Ci, których potrzeby trzeba zabezpieczać, muszą być posłuszni, a więc żony mężom, dzieci rodzicom, a słudzy gospodarzom. Ponieważ jednak wszyscy żyją jeszcze pod panowaniem sprawiedliwości i prawa, z dala od Miasta Bożego, niech ci, którzy rozkazują, służą tym, którzy podlegają ich rozkazom, gdyż nie rozkazują w tym celu, by panować, ale by być użytecznymi; nie w tym celu, żeby pokazywać dumę ze swej władzy, ale żeby innym czynić dobrze". Bóg miłuje dążenie do takiej zgody, cieszy się z niej, ponieważ przyczynia się ona do zbawienia rodzin, miast, a nawet państw.
Św. Grzegorz z Nazjanzu słusznie mówi, że niezmienność i piękno wszechświata pochodzą ze zgodności przeciwstawnych sobie żywiołów, współistniejących ze sobą. Świat jest o tyle spokojny i stabilny, o ile mieści się w granicach wyznaczonych mu przez przyrodę, o ile żaden z jego elementów nie zderzy się z drugim i nie złamie zgodnej z prawami natury neutralności, którymi Bóg połączył je swoim słowem. Świat o tyle jest prawdziwym kosmosem, o ile jest piękny. Jego piękno jest niezrównane. Kiedy jednak przestanie istnieć w pokoju, przestaje być kosmosem, ponieważ traci całe swoje piękno. To samo należy powiedzieć o człowieku, którego w dawnych wiekach nazywano mikrokosmosem, czyli małym światem. Dotyczy to również jego domu i rodziny. Cały ich urok i szczęście zasadza się na zgodzie, a hańba i nieszczęście na niezgodzie.
Przyczyna tego leży w tym, że Bóg jest najwyższą harmonią nie stworzoną i nieskończenie doskonałą, kocha więc w szczególny sposób tych, którzy żyją w pokoju, ponieważ podobni są do Niego i są Jego doskonałym dziełem. W Trójcy Przenajświętszej Ojciec, Syn i Duch święty żyją w doskonałej jedności i to nieprzypadkowo, ale z samej swej istoty, gdyż mają jedną i tę samą naturę, a więc ten sam rozum, tę samą wolę i tę samą zgodność. To, czego chce Ojciec, Syn i Duch święty, pragną tego samego ze swej istoty. Trójca Przenajświętsza przekazała i wycisnęła obraz swojej zgodności w niebie, w żywiołach i we wszystkich stworzeniach. Tak właśnie powstała owa harmonia niebios w mnóstwie ciał niebieskich, gwiazd i ich harmonijnych ruchów, które podziwiał jeden z przyjaciół Hioba: "Z Kim panowanie i groza, na niebie ustalił porządek" (Hi 25,2). W ten sposób wycisnął w każdym ze swych stworzeń obraz Trójcy Świętej w jedności, ponieważ stworzył wszystko według liczby, wagi i miary. To, czego dokonał w świecie, dokonał również w każdej rodzinie, ponieważ w niej ojciec reprezentuje w pewnej mierze Boga Ojca, dzieci reprezentują Syna Bożego, a żona reprezentuje Ducha Świętego. Sprawdziło się to przede wszystkim w Najświętszej Rodzinie Słowa Wcielonego, w której zgoda była tak doskonała, że w interesie wszystkich małżeństw leży zarówno szacunek jak i jej naśladowanie.
Boski Zbawiciel powiedział: "Jeżeli dwaj spośród was zgodzą się na ziemi, aby Mnie prosić o jakąś rzecz, mój Ojciec który jest w niebie, udzieli im jej. Tam gdzie dwaj lub trzej są zgromadzeni w imię moje, jestem pośród nich". A więc tam gdzie panuje zgoda, tam przebywa Jezus Chrystus, tam przebywa i działa w duszach Trójca Przenajświętsza. Trójca w jedności sprawuje zjednoczenie i zgodę w umysłach, w sercach i w działaniu. Cóż jest bardziej godne podziwu w niebie i bardziej doskonałe niż Trzy Osoby Boskie? Cóż jest bardziej godne podziwu na ziemi, w domu, w rodzinie, niż widok wszystkich ich członków zjednoczonych i współdziałających dla wspólnego dobra? Ta właśnie zgoda sprawia, że wszyscy mają jedno serce i jedną duszę.
Zgoda jest sprawą boską, gdyż pochodzi od Boga jako swego źródła. Niezgoda natomiast która dzieli, waśni i sprawia, że wielu żyje ze sobą w stanie wojny, pochodzi od szatana, gdyż jest owocem buntu Lucyfera, który pierwszy wywołał konflikt w niebie i z tego powodu został strącony z szybkością błyskawicy do piekła. A więc niezgoda stworzyła piekło, zgoda zaś tworzy wszędzie niebo. Niezgoda zrodziła szatanów, zgoda rodzi aniołów; niezgoda prowadzi ludzi na potępienie, zgoda do zbawienia i świętości. Na tym opiera się znane zdanie Seneki: "Dzięki zgodzie rzeczy najmniejsze stają się wielkimi, a na skutek niezgody nawet najpiękniejsze ulegają zniszczeniu”.
Czyż nie spotykamy ubogich rodzin, które dzięki zgodzie rozwijają się pomyślnie? Jeszcze częściej zdarza się, że wspólnoty zakonne, które w początkowym okresie swego istnienia nie mają środków do życia, dzięki zjednoczeniu serc stają się instytutami kwitnącymi i rozwijającymi się na chwałę Bożą i ku zbawczemu pożytkowi dusz. Gdyby jednak przeniknęła do nich niezgoda, zgotowałaby im rychły upadek. Chrystus powiedział: "Każde królestwo rozdzielone samo w sobie nie ostoi się". Według św. Bernarda, aby zachować zgodę, trzeba kontrolować poruszenia swojego serca, żeby nie ulec pokusie złości i niecierpliwości; żeby język nie wypowiadał żadnych przykrych i raniących słów; kontrolować czyny, aby uniknąć w swym postępowaniu wszystkiego, co mogłoby zniechęcić lub upokorzyć bliźniego. "Cokolwiek chcecie, aby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie". Zgoda jest wystarczająco wielkim dobrem, by nie obawiać się, że się za nią zbyt wiele zapłaci, unikając tego wszystkiego, co mogłoby ją zburzyć.
Przykład - św. Elżbieta Portugalska i św. Tomasz Morus
Gdyby się zdarzyło, że zgoda została naruszona przez jednego ze współmałżonków, niech druga strona nie popada w rozpacz. Czasem więcej zasług zdobywamy przez cierpienie niż przez zadowolenie z owoców zgody. Oprócz św. Elżbiety Węgierskiej Kościół czci również inną Elżbietę, która była żoną Dionizego, króla Portugalii, człowieka rozwiązłych obyczajów. Znosiła cierpliwie swoją próbę do tego stopnia, że sama wychowywała w pobożności nawet te dzieci, które król miał z innymi kobietami.
Św. Tomasz Morus, Wielki Kanclerz Anglii, a później męczennik, poślubił wdowę, Alicję Middleton, która nie była ani młoda, ani piękna. Zawarł ten drugi związek, aby jego dzieci z pierwszego małżeństwa miały matkę. Erazm napisał: "Żona, którą Morus poślubił, jest energiczną i zapobiegliwą gospodynią. Mąż okazuje jej tyle względów i uczucia, jak gdyby była młoda i piękna. Taka jest moc dobrego charakteru, który wywiera łagodny wpływ na wszystkie osoby, które go otaczają, bez względu na ich uzdolnienia i umiejętność przypodobania się". "Żaden mąż - kontynuuje Erazm - nie uzyskał ostrością i bezwzględnością takiego posłuszeństwa ze strony żony, jakie uzyskał Morus przez swoją łagodność i budującą postawę". Chociaż nie była już młoda i miała nieznośny charakter, udało mu się nakłonić ją do pobierania codziennie lekcji muzyki. Alicja była bardzo kłótliwa. Jej wada, która mogłaby okazać się nie do zniesienia dla innego męża, nie była taką dla Morusa odznaczającego się stoickim spokojem. Umiał zażegnać burzę przy pomocy dowcipu lub jakiejś gry słów. Ta dobra w gruncie rzeczy niewiasta zaczęła z czasem przyznawać się do swoich błędów i starała się z nich poprawić. Dzięki swojej dobroci i wyrozumiałości Tomasz Morus uzyskał taki wynik, jakiego nie uzyskałby nigdy, gdyby był surowy i bezwzględny.
Artykuł 2 - Miłość Maryi i Józefa do Jezusa
Maryja i Józef otrzymali wkrótce za swoje dziewictwo wieczną nagrodę, sprowadzili bowiem na ziemię Syna Bożego. Skoro bowiem Bóg miał się narodzić jako człowiek, za matkę mógł mieć tylko dziewicę, a skoro dziewica miała urodzić, to Jej Syn musiał być Bogiem. Taka jest treść wypowiedzi św. Bernarda. Kiedy Najświętsza Dziewica została matką za sprawą Ducha Świętego, własną piersią, użyźnioną mocą z nieba wykarmiła Odkupiciela świata, który jest Królem aniołów. Jakże piękne są tajemnice religii chrześcijańskiej! Nawet będąca w wielkiej cenie poezja, nie zdołała wymyślić niczego, co można by przyrównać do rzeczywistości, będącej przedmiotem naszej wiary, naszego kultu i naszego uwielbienia. Cóż innego mogłoby w tym stopniu wywyższyć człowieka i oczyścić go?
Maryja koncentruje uczucia swego dziewiczego i niezmiernie kochającego serca na Osobie, która jest Bogiem przez całą wieczność, a która stała się w czasie Jej Synem. Tylko Jej było dane kochać Boga jak syna, gdyż Boże Macierzyństwo jest przywilejem, który już nigdy nie stanie się udziałem żadnego anioła ani człowieka. Któż potrafi opisać ogrom miłości Maryi dla swego Boskiego Dzieciątka? Z przejawami swojej wielkiej macierzyńskiej miłości, łączy w swoim sercu najmocniejszą i największą miłość ku Bogu, która przewyższa wszelką inną miłość, gdyż nie może ona po prostu istnieć, jeżeli nie panuje całkowicie nad każdym innym uczuciem. W Maryi jest ona proporcjonalna do wybitnej wiedzy pochodzącej od Boga i do łaski, którą otrzymała. Od chwili swego niepokalanego poczęcia Maryja otrzymała więcej łask niż wszyscy aniołowie i święci razem. I odtąd stale wzrastała w miłości Bożej. Stawszy się Jego Matką, była blisko źródła łaski, z którego czerpała obficie, aż do pełni, a więc wzrastała również w miłości. Jezu, ani w niebie, ani na ziemi nikt nie będzie mógł nigdy tak kochać Ciebie, jak Cię kochała Twoja Matka. Jej miłość jest dla Ciebie droższa, niż miłość wszystkich innych wybranych razem wziętych.
A co można powiedzieć o św. Józefie? Nie był on naturalnym ojcem Jezusa, ale stał się nim przez przysposobienie. Józef uważa Syna Maryi za swego, ponieważ pochodzi on z dziewiczego małżeństwa, które Józef dobrowolnie zawarł, a które daje mu prawną władzę nad Jezusem. Jezus nie ma ojca na ziemi. Ojciec Niebieski powierzył Go Józefowi.
Bossuet pyta; "Co teraz pocznie ten święty człowiek? Nikt nie zdoła wyrazić, z jaką radością przyjmuje to pozbawione ziemskiego ojca Dziecię i całym sercem zgadza się być ziemskim ojcem dla tego Sieroty. Odtąd żyje tylko dla Jezusa, który stał się dla niego jedyną troską. Wzbudza w sobie miłość i ojcowską troskliwość dla swego Boga. Czym nie był z natury, staje się tym przez uczucie i poświęcenie. Św. Jan Chryzostom zauważył, że w Ewangelii Józef występuje zawsze jako ojciec. On, podobnie jak inni ojcowie, nadaje imię Jezusowi. Jego anioł ostrzega przed niebezpieczeństwem grożącym Dziecięciu i jemu oznajmia czas powrotu. Jezus szanuje go i jest mu posłuszny. Józef kieruje całym życiem Jezusa, jako ten, który sprawuje opiekę i zawsze występuje w roli ojca. Jaka jest tego przyczyna? Św. Jan Chryzostom dodaje, że taka była wola Boża, by św. Józef otrzymał wszystko, co potrzebne ojcu bez naruszenia dziewictwa. Dziewictwo nie pozwalało św. Józefowi być naturalnym ojcem, ale nie przeszkodziło mu, by żywił dla Jezusa uczucia troskliwości i ojcowskiej miłości.
Jak mógł św. Józef mieć dla Jezusa naturalne ojcowskie uczucia, skoro nie był jego naturalnym ojcem? Bossuet mówi, że stało się to dzięki mocy Bożej. Skoro nie mógł posiadać ojcowskich uczuć z natury, Bóg dał mu je ze swej własnej woli, jest bowiem napisane, że od Boga pochodzą wszelkie szlachetne uczucia i pragnienia.
Zresztą, jak można nie kochać tego Dziecięcia? W miarę jak zaczął przejawiać swoje zachwycające wdzięki, jakże wielkim szczęściem dla Maryi i Józefa było trzymać Go na swoim łonie i całować Jego miłą twarzyczkę i rączęta. Kiedy spał, często klęczeli oboje przy Jego kołysce z utkwionymi w Niego oczami i sercem zwróconym ku przedmiotowi Ich miłości. Kiedy zaczął mówić i objawiać im tajemnice swojego Ojca, plan odkupienia świata i wspaniałość wiecznego dziedzictwa, serca Maryi i Józefa rozpalały się ogromną miłością. Uczniowie z Emaus usłyszawszy Go tylko raz, powiedzieli: "Czy serca nasze nie pałały, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?" Maryja i Józef przez długie lata słuchali Jego słów. Ewangelia mówi, że Maryja zachowywała je wszystkie w swoim sercu.
Oboje żyli tylko dla Jezusa i trudzili się tylko dla Niego. Celem uchronienia Go od grożących Mu niebezpieczeństw, opuścili wszystko, nie obawiając się o samych siebie, byleby On znalazł odpowiednie schronienie. Nie ubiegali się o żadną nagrodę za swoje trudy i cierpienia, byleby tylko zachować życie Jezusa, tak potrzebne dla zbawienia świata. Oto wzór dla rodziców chrześcijańskich, jak powinni kochać swoje dzieci, pracować dla nich, a w razie potrzeby także cierpieć, aby zapewnić im wszystko, co potrzebne, nie tylko dla ciała, ale nade wszystko dla duszy. Jest rzeczą oczywistą, że rodzice są zobowiązani dostarczać swoim dzieciom pożywienia i odzież, zapewnić im odpowiednie wykształcenie i przygotować je do przyszłego życia odpowiedniego do ich stanu. Najważniejszym jednak obowiązkiem rodziców jest zapewnienie zbawienia ich dusz, które tak przewyższają ciało, jak niebo przewyższa ziemię.
Dlatego trzeba nauczać dzieci prawd wiary, ćwiczyć je w chrześcijańskich cnotach, odsuwać od nich okazje do grzechu, łagodzić przejawiające się u nich złe skłonności, dawać im dobry przykład i prosić Boga, by im błogosławił, gdyż wielkie dzieło wychowania nie może się udać bez pomocy Nieba. Jest wielkim nieszczęściem, gdy rodzice chcąc oszczędzić dzieciom cierpień, schlebiają ich złym skłonnościom, przyzwalają na ich łakomstwo, słabość, próżność, pychę, ze swojej własnej winy narażają je na okazje powodujące utratę Boga i przygotowują im wieczną zgubę. Zdaniem św. Bernarda, tacy rodzice są raczej oprawcami niż rodzicami. Oprawca niszczy jedynie życie cielesne, tacy zaś rodzice narażają na zgubę życie wieczne swoich dzieci.
Prawdziwie chrześcijańscy rodzice szanują służbę domową jak dalszą rodzinę i rozciągają na nią swoje uczucia. W zamian za ich pracę i poświęcenie niech starają się zapewnić tym pomocnikom domowym formację religijną, ochronę przed duchowymi niebezpieczeństwami, dając im przykłady pobożności i cnoty. "Jeśli ktoś nie dba o swoich, a zwłaszcza o domowników, wyparł się wiary i gorszy jest od niewierzącego" - pisze św. Paweł.
Ci, którzy wybierają życie zakonne i poświęcają się wychowaniu dzieci lub pielęgnowaniu chorych, jeżeli pragną pobudzić się do większej gorliwości w wypełnianiu swoich zadań, niech mają przed oczyma tę wielką miłość, z jaką Maryja i Józef opiekowali się Jezusem. Czyż bowiem nie chodzi o ukształtowanie osobowości Jezusa w duszy dziecka, które trzeba wychować na chrześcijanina i na dziedzica nieba?
Czyż Chrystus nie powiedział, że w chorym lub ubogim pomaga się Jemu samemu? Ci, którzy poświęcają się wspaniałomyślnie tym świętym dziełom, usłyszą z pewnością z ust sprawiedliwego Sędziego słowa: "Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo przygotowane wam od założenia świata!"
Przykład - wzorowy ojciec
Święty Ludwik, król Francji, miał dziesięcioro dzieci: pięciu synów i pięć córek. Sam osobiście podejmował trud ich wychowania i zaszczepiania im obojętności względem przyjemności i próżności tego świata oraz umiłowania cnoty. Czynił to zwykle wieczorem po modlitwie wieczornej w swoim pokoju, gdzie kazał im przychodzić na duchowe lekcje. Zabierał je ze sobą na kazania, uczył je codziennego odmawiania Małego Oficjum o Matce Bożej, zobowiązywał je do uczestniczenia w dni świąteczne w uroczystych sumach i w śpiewaniu świętego Oficjum. Starał się o to, by przyzwyczajały się od dzieciństwa do umartwienia i pokuty. W związku z tym nie pozwalał im nosić w piątki na głowach żadnych ozdób, mając na uwadze ukoronowanie Chrystusa cierniem.
Najbardziej jednak wzruszające i pouczające były rady, jakich udzielił na krótko przed swoją śmiercią synowi Filipowi, który miał po nim wstąpić na tron francuski: "Nade wszystko, zalecam ci, mój drogi synu, byś przykładał się z całego serca do miłowania Boga; ten bowiem, kto Go nie kocha, nie może być zbawiony. Wystrzegaj się czynienia tego, co Mu się nie podoba; staraj się nie popełnić żadnego grzechu śmiertelnego i bądź gotów wycierpieć raczej największe bóle i utrapienia, niż popaść w takie nieszczęście. Jeżeli Bóg ześle ci przeciwności, przyjmuj je z pokorą i znoś je z cierpliwością i w przeświadczeniu, że w pełni na nie zasłużyłeś, i że przyniosą ci one pożytek. Jeżeli obdarzy cię pomyślnością, nie poczytuj sobie tego za powód do dumy, lecz uznaj w tym pomocną dłoń swego Dobroczyńcy i okazuj Mu swoją wdzięczność, spełniając w pokorze dobre uczynki. Często się spowiadaj i wybieraj w tym celu mądrych i doświadczonych spowiedników, którzy będą mieli dość światła i zdecydowania w prowadzeniu cię do dobrego i odwracania cię od złego. Staraj się uczestniczyć w służbie Bożej bez rozmawiania i rozglądania się na wszystkie strony. Módl się do Boga całym sercem i ustami z wielką gorliwością, szczególnie podczas Mszy św. Bądź pobożny i litościwy szczególnie względem biednych i cierpiących, wspoma-gając ich według swych możliwości. Błagam cię, mój drogi synu, kiedy umrę, wspieraj mnie przez Msze święte, modlitwy i jałmużny. Z taką nadzieją udzielam ci błogosławieństwa, jakie dobry ojciec może przekazać swojemu synowi, prosząc Trójcę Świętą, żeby cię zachowała od wszelkiego zła i obdarzała obfitymi łaskami".
Niech wszyscy rodzice, a zwłaszcza ojcowie, uczą się od tego świętego króla zaleceń, jakie powinni wypełniać względem swoich dzieci.
Artykuł 3 - Miłość Jezusa do Maryi i Józefa
Syn Boży przez całą wieczność kochał Tę, która miała być Jego Matką i Tego, którego miał w czasie nazywać swoim ojcem. Już przed wiekami wybrał jedno i drugie do wypełnienia swego wielkiego posłannictwa. Przez Niepokalane Poczęcie przyozdobił Maryję wszelkimi łaskami i cnotami, a serce Józefa tak przygotował aby był godnym zostać oblubieńcem Najświętszej Dziewicy. Kiedy Słowo stało się Ciałem i zamieszkało między nami, serce Boskiego Dziecięcia kochało najbardziej po swoim Ojcu przede wszystkim swoją Najświętszą Matkę, a następnie swego ojca - żywiciela.
Jezus przyjął całkowicie naszą ludzką naturę, z wyjątkiem grzechu. Będąc doskonałym Bogiem, był równocześnie doskonałym człowiekiem. W człowieku ceni się najbardziej zalety serca. Serce Jezusa było pełne niewysłowionej dobroci, czułości, wdzięczności i szlachetności w stosunku do wszystkich, ale przede wszystkim w stosunku do swojej Najświętszej Matki i św. Józefa, od którego otrzymywał codziennie wyrazy miłości i troskliwości.
Ta miłość, którą Jezus okazywał swoim rodzicom, pozwalała im zapomnieć o wszystkich trudach i doświadczeniach, jakich doznawali z Jego powodu. Maryjo i Józefie, "szczęśliwe oczy, które widzą to, co Wy widzicie!" Wasze oczy widzą Jezusa, całkowicie uniżonego, który pragnie w ten sposób okazać Wam swoje synowskie uczucia. Wasze uszy słyszą słowa wdzięczności i miłości kierowane nieustannie do Was. Od najmłodszych lat leży Mu na sercu oszczędzanie Wam cierpienia, dlatego włącza się do Waszej pracy Józefie, w Twojej ostatniej godzinie towarzyszy Ci z wielką miłością, przyrzekając wprowadzić Cię do nieba.
Szczęśliwi rodzice, których dzieci upodabniają się do Tego, który stał się dzieckiem, aby służyć za przykład w latach dzieciństwa i młodości! Wielka to ulga w pracy dla ojca, a dla matki w zmartwieniach i cierpieniach, o których oboje szybko zapominają, gdy dobrze wychowane dzieci okazują obojgu swoją wdzięczność, nie tylko w serdecznych słowach, ale również przez dobre postępowanie. Wielki to zaszczyt dla dzieci okazujących serce swoim dawcom życia. Z drugiej strony, jaki smutny widok przedstawiają domy, w których dzieci źle wychowane i z nieczułym sercem przyjmują od rodziców życie i ofiarne poświęcenie. Nie ma tam słów podziękowania, uczynków, które przyniosłyby ulgę w ich trudach, nie ma wsparcia w potrzebie i troski gdy rodzice będą w podeszłym wieku. Biedni ci rodzice! Kto wyrazi im współczucie? Te dzieci są jednak bardzo nieszczęśliwe, gdyż ściągają na siebie gniew Boży, a ze strony swoich własnych dzieci spotkają się kiedyś z takim samym niegodziwym stosunkiem, jaki mieli wobec swoich rodziców.
We wspólnocie zakonnej przełożonych nazywa się ojcami, a przełożone matkami. Niech więc wszyscy podwładni świadczą im synowskie uczucia wdzięczności i miłości. Przełożeni rzeczywiście czuwają troskliwie nad swoimi podwładnymi jako ci, którzy są "odpowiedzialni przed Bogiem za ich dusze" - jak mówi św. Paweł - niech czynią to z radością, nie skarżąc się na to".
Aby mogli łatwiej znieść tę największą ze wszystkich odpowiedzialność za dusze, potrzebują zawsze pewnej ulgi i pokrzepienia. Najchętniej przyjmuje się oczywiście tych, którzy okazują swoją wdzięczność i miłość tym, którzy poświęcają się dla nich we dnie i w nocy. Największe zmartwienie sprawiają natomiast ci, którzy nie dostrzegają tej miłości, jaką się ich otacza, ani starań, jakie się im poświęca. Jeżeli kult i naśladowanie Świętej Rodziny potrafi usunąć z chrześcijańskich rodzin i ze wspólnot zakonnych egoizm, który rozbija, ugruntować wzajemną miłość, to tym samym usunie z nich najdotkliwsze cierpienia i przyniesie skuteczną pociechę.
Przykład - Ludwika Francuska
Po życiu oddanym rozwiązłości Ludwik XV zapadł na nieuleczalną chorobę, która miała stać się przyczyną jego śmierci. Ta przykra wiadomość pogrążyła w głębokim smutku jego córkę, Ludwikę Francuską, która była przełożoną Karmelu św. Dionizego. Nie zastanawiając się nad własnymi cierpieniami, księżniczka postanowiła pośpieszyć królowi z wszelką możliwą duchową pomocą. Otrzymała pozwolenie od Arcybiskupa Paryża na wystawienie Najświętszego Sakramentu w kościele klasztornym i przez dziesięć dni trwała na modlitwie u stóp ołtarza, nie przestając prosić usilnie o takie usposobienie dla ojca - monarchy, by jego śmierć stała się cenna przed Panem. Jeżeli w ciągu dnia różne zajęcia związane z jej urzędem odrywały ją od ołtarza, nadrabiała tę stratę nocami, nie opuszczając kaplicy.
O modlitwę prosiła nie tylko swoją wspólnotę, ale również wszystkie zakonnice w całym królestwie i inne pobożne osoby z którymi utrzymywała kontakty. Z modlitwą połączyła surową pokutę. Jej podwładne, które zauważyły zmianę w rysach jej twarzy, złożyły skargę do wyższego Przełożonego, aby pohamował jej przesadne umartwienia. Kiedy ten zaczął robić jej wyrzuty z tego powodu, upadła do jego stóp i powiedziała: "Będę posłuszna we wszystkim, co mi Ojciec rozkaże, ale proszę pomyśleć o tym, że król umiera i że ja przyszłam tutaj dla własnego i jego zbawienia. Proszę mi powiedzieć, czy mogę uczynić zbyt wiele dla duszy, która jest mi tak droga? Przełożony był pełen podziwu dla jej męstwa i nie chciał już z nią walczyć, ale zawierzył jej szlachetną duszę Bogu, który zaprowadził ją tak daleko na drodze wyrzeczenia.
Bóg wysłuchał żarliwych modłów księżniczki - karmelitanki. Wkrótce monarcha, poruszony szczerą skruchą, z pokorą poprosił o udzielenie mu sakramentu chorych. Pragnąc, aby jego żal był powszechnie znany, jak znany był; powszechnie jego poprzedni styl życia, sam opracował formułę modlitwy, w której prosił Boga i naród o przebaczenie za swoje zachowanie niezgodne z wiarą, którą wyznawał i polecił, aby ten akt skruchy ogłoszono w całej Francji.
Źródło: Jean Berthier, Kult i naśladowanie Świętej Rodziny, Ciechocinek 2003.